Po drugiej stronie szlaku

Opublikowano w 12 października 2025 22:54

 

Wielu przyjeżdża tu po widoki — po mgły sunące nad połoninami, po zachody słońca, które wyglądają jakby niebo samo zapaliło się od środka. Ale Bieszczady mają jeszcze coś, o czym nie piszą przewodniki. To drobiazgi — te, które dzieją się między jednym szczytem a drugim. To zapach świeżego chleba z małej piekarni, gdzie pani Halina od czterdziestu lat piecze go „na oko”. To drewniane cerkwie, które trwają cicho wśród drzew, jakby same pilnowały wspomnień dawnych mieszkańców. To ludzie, którzy z miast uciekli tu na chwilę, a zostali na zawsze — bo w końcu zrozumieli, że cisza też może być rozmową.

 

W Bieszczadach czas się nie zatrzymał. On po prostu... płynie inaczej. W rytmie stukotu kolejki z Lisznej do Majdanu, skrzypienia rowerów na leśnych drogach i śmiechu przy ogniskach, które rozpalają się tu, nawet jeśli pada. Tu deszcz nikogo nie zniechęca. I choć trudno tu o zasięg, łatwo o spokój. O ten prawdziwy, głęboki — który nie wymaga aplikacji ani planu dnia. Wystarczy usiąść na drewnianej ławce, popatrzeć w dal i przypomnieć sobie, że życie wcale nie musi być szybkie.

 

Bieszczady to nie tylko góry. To wszystko, co w nas cichnie — i nagle zaczyna mówić.

Więc jeśli kiedyś poczujesz, że wszystko dzieje się zbyt szybko — przyjedź tu. Nie musisz zdobywać Tarnicy ani szukać idealnego kadru na połoninie. W Bieszczadach nie chodzi o to, żeby dojść gdzieś wysoko. Tu chodzi o to, żeby wreszcie dojść do siebie.

 


Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.